2 września 2009

Szafiarka vs. szafa

Choć nie uważam się za „szafiarkę” zdarza mi się coraz częściej przeglądać „szafiarskie” blogi – z ciekawości i dla czystej przyjemności podglądania. Niezwykle cenię sobie ludzi z pasją – lubię podpatrywać się z jakim zapałem realizują się na swoich stronach www, jak wiele czasu są w stanie wygospodarować w codziennej bieganinie na przyjemność zajmowania się sobą, realizację potrzeby otaczania się pięknem i komunikowania światu poprzez swój ubiór kim są. Sama „blogosfera” to już nie tylko zjawisko, trend, ale i (niestety) narzędzie coraz skuteczniej wykorzystywane przez speców od marketingu. Z jednej strony rozumiem dlaczego, z drugiej jednak łezka się w oku kręci, że za chwilę, jako internauci-hobbyści pogubimy się w tym co jest autentycznym wyrazem czyjejś duszy, a co próbą przyciągnięcia uwagi internauty-konsumenta do produktu lub usługi. Ale nie o tym chciałam tu pisać :)

Z której strony bym na siebie nie patrzyła dochodzę do niezmiennego wniosku, że jestem kobietą i tematy modowe równie niezmiennie pozostają i pozostaną mi bliskie. Obserwując jak wiele inwencji twórczej posiadają „szafiarki” zawsze zastanawiam się jak wyglądają wnętrza, w których żyją. W moim przypadku sprawa jest prosta – minimalizm w stroju = minimalizm we wnętrzu. Od dawna (naprawdę bardzo dawna) jestem absolutną fanką marek, które są dla mnie kwintesencją minimalizmu tj. Gucci oraz Calvin Klein - wstyd przyznać, ale w moim kuferku z drobiazgami do tej pory leży marna podróbka zegarka Gucci, którą kupiłam kiedy chodziłam jeszcze do szkoły podstawowej – moja własna namiastka luksusu. Nie oznacza to rzecz jasna, że dziś jestem posiadaczką wątpliwej urody logowanych toreb i innych gadżetów świecących metkami z wyżej wymienionymi markami (nawet jeśli są produktami oryginalnymi). Chodzi mi nie tyle o zakupy markowych produktów, lecz o fascynację prezentowanym przez nie stylem skutkującą naśladownictwem w sposobie ubioru oraz wyposażaniu wnętrz. Ok, przyznaję - jednego zakupu nie mogłam sobie odmówić – pięknościowego zegarka ck z czarną masą perłową (poniżej, musiałam się pochwalić).

Jakże byłam zaskoczona, gdy na artykuł o domu mody Calvin Klein oraz najważniejszych zasadach minimalizmu natknęłam się w czasie plażowej „lektury” miesięcznika Glamour. Po powrocie do domu szybciutko podłączyłam się do internetu i tak jak przypuszczałam trafiłam na kolekcję ck dla domu. Przyznać muszę z niesmakiem, że to co zobaczyłam – poza nielicznymi wyjątkami - generalnie nie zrobiło na mnie szczególnego wrażenia. Do gustu przypadło mi kilka zaledwie artykułów m.in. orzechowa komoda, łóżka á la japońskie futony oraz kilka kompletów pościeli. Wybrane przeze mnie egzemplarze możecie obejrzeć poniżej:

Pełną kolekcję znajdziecie na calvinkleininc.com.